wtorek, 9 lipca 2013

Weekendowa pułapka

Jak to jest, że od poniedziałku do piątku jestem w stanie - bez większego wysiłku - trzymać dietę, ćwiczyć, poświęcać czas na języki, a kiedy tylko przychodzi piątkowe popołudnie rzucać się na pizzę i kontynuować obżarstwo (połączone z lenistwem) całą sobotę i niedzielę? Mam wrażenie, że hasło "wolne od pracy" mój mózg traktuje jako "wolne od wszystkiego", bo w ten weekend moje zasady poszły do kosza.
Zaczęło się od kawałka pizzy w piątkowe popołudnie, który miał być tak zwanym cheat meal, na który sobie pozwoliłam. Sobotni wyjazd pokrzyżował mi plan pięciu posiłków dziennie i wróciłam do domu wściekle głodna, więc prawie wymiotłam lodówkę. Doszedł do tego okres, a przecież nic tak nie poprawia humoru w trakcie miesiączki jak lody. Uściślając: dużo lodów. A niedzielę zawaliłam już siłą rozpędu, bo przecież "zacznę od początku w poniedziałek". W ciągu trzech dni ćwiczyłam - uwaga - 25 minut.
 
Jestem sobą bardzo rozczarowana :-( Skoro takie mega wpadki zdarzają mi się teraz, kiedy teoretycznie powinnam być pełna zapału do odchudzania, to marnie widzę swoje szanse na osiągnięcie sukcesu.
 
Ale... :
 
 
 
Wczoraj już było lepiej. W tym tygodniu nie poddam się weekendowym pokusom.

16 komentarzy:

  1. tez tak mam, a teraz do tego jeszcze wakacje = totalne lenistwo;/

    OdpowiedzUsuń
  2. Napisałaś u mnie na blogu, że "ciężko Ci się zmęczyć maszerując, chyba że idąc pod górę", może w takim razie biegaj sobie w ramach treningu, bo 25 minut na 3 dni to faktycznie słaby początek odchudzania ... a gdzie do końca ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cóż, pewnie powinnam wreszcie wprowadzić te biegi albo przynajmniej marszo-biegi (do typowego biegu na pewno brakuje mi kondycji), ale ciężko mi się zebrać - może w weekend popróbuję, bo po 10 godzinach (praca na stojąco od poniedziałku do piątku, co drugą sobotę plus dojazdy) nie jest tak łatwo wykrzesać z siebie siłę do ćwiczeń w domu, a co dopiero do wyjścia na upał i biegania. Nie usprawiedliwiam siebie ale perspektywa kogoś kto ma wakacje w domu rodzinnym jest trochę inna niż kogoś kto ma pełnoetatową pracę, a potem musi ugotować, zrobić zakupy, ogarnąć dom etc.
      Ale gdybym miała tyle czasu co ty, może też bym sobie maszerowała przez godzinkę-półtorej dziennie i rozważała co jest bardziej efektywne...

      Usuń
  3. w takim razie trzymam kciuki i wierzę, że Ci się uda! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurczę, znam to... W weekend człowiek ulega jakiemuś takiemu ogólnemu rozprężeniu... Najważniejsze, że zdajesz sobie sprawę z zagrożenia, musisz się więc odpowiednio przygotować i nastawić na to, że teraz będzie inaczej ! No i będzie ! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zawsze w weekend mam problem aby nie zjeść niczego niezdrowego, bo to jest najlepszy czas na spotkanie z przyjaciółmi - a wtedy ktoś przyniesie jakieś ciasto albo idziemy na dobrą kawę .. tak więc wiem co czujesz. Ale trzymam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  6. bo weekend rządzi się swoimi prawami:] wyjście z sytuacji?-zaplanować juz w czwartek jak najbliższe dni mają wyglądać i pozwolić sobie na max 2 wpadki :)wszystko jest do przeżycia

    OdpowiedzUsuń
  7. najważniejsze, żeby się nie poddawać mówiąc: "skoro teraz mi nie idzie, to co będzie dalej?". Błędy są po to, żeby je naprawiać i tego się trzymaj:) ja staram się jeść zdrowo i świadomie, ale czasami po prostu zdarza się jakąś wpadkę zaliczyć, czy to oznacza, że mam zrezygnować z całej mojej pracy, dbania o siebie? nie! po prostu następnym razem nie popełnię takiego błędu :)
    tzrymam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie poddawaj się. Weekendy czasem takie są, ale przecież nic się od tego nie stanie, nie utyjesz od razu, ani Twoje ciało się nie zmieni, więc uśmiech na twarzy i staraj się w tygodniu. Ja weekend zawsze nieco sobie popuszczam (no dobra popuszczam sobie wciąż, ale Ciiii)
    Przeczytałam o bieganiu. Rzeczywiście spróbuj od marszo-biegów, a biegi to nie max siły tylko wolne truchtanie. Twój organizm pozwoli Ci biegać ciągle szybciej niż Ci się wydaję. Też mi się wydawało, że nie mam kondycji.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie daj się :) Musisz się przeprogramować :)

    OdpowiedzUsuń
  10. czyli jestes na diecie 5:2 :) poczytaj o niej ;) to tez sposób na diete

    OdpowiedzUsuń
  11. Hejka:) Odpowiedź na pytanie ;)

    Weszłam na Twojego bloga. I po przeczytaniu kilku wpisów stwierdzam że skoro ćwiczysz - to zaopatrz się w l-karnitynę. Chłodzi a nie grzeje i na cellulit tez działa. Ewentualnie tak jak chciałaś 50% koncentrat. Z bańkami chińskimi tez uważaj. Dla osób z kruchymi naczynkami tym bardziej one nie są. Ewentualnie zamiast koncentratów balsam ujędrniający z kolagenem albo koncentrat z centellą (tez nie rozgrzewa) i cynamonowe algii do peelingu. Razem też fajne powinnny się sprawdzić

    I jeszcze 3 sposób :) koncentrat - ale bez owijania folią. Wtedy tak nie grzeje i naczynka są bezpieczne. Rezultaty są - ale dłużej trochę trzeba na nie czekać. Ten 3 sposób to patent mojej mamy - po półtora miesiąca widoczna różnica. Więc to też sposób :)

    Mam nadzieję że pomogłam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wracając do twoich problemów:)
      Każdy takie ma - to tkwi w nas - że boimy się jakiejkolwiek zmiany. Dlatego jak chcesz wyrobić sobie dobre nawyki i zapanować nad słoniem - czyli mózgiem gadzim (który woli żeby było tak jak jest - bo tak jest dobrze) poczytaj o filozofii małych kroczków nie pamiętam jej nazwy:) Albo o psychologii rozwoju poczytaj informacji w necie:) Na szczęscie wszystkiego można się nauczyć - tylko trzeba wiedzieć gdzie tkwi problem :)

      Usuń
    2. wielkie dzięki za radę! Spróbuję z l-karnityną przed ćwiczeniami, i koncentrat bez owijania folią albo z owijaniem tylko pośladków – one są odporne na wszelkie pajączki. W balsamy ujędrniające średnio wierzę bo wsmarowałam ich masę od Eveline poczynając na Elancylu koncząc i efekty są niezbyt zadowalające.
      Bańki stosuję delikatnie – słabo zasysam i pewnie dlatego efekty są marne (ale przynajmniej naczynek nie ma)

      Usuń
  12. Dziękuję za podpowiedź :) Kiedyś natknęłam się na info o Erasmusie. A myślisz, że idą na dietetykę też można załapać się na taki wyjazd? Czytałam, że to raczej dotyczy studiów typu politechnika, turystyka... Ale ja jestem w tym zielona. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  13. OJEJU. Alez Cie rozumiem... I wspolczuje. I nie umiem pomóć :( :D Mam dokładnie to samo..

    OdpowiedzUsuń